„Lud milczy”: główny powód buntu Wagnera źle wróży Putinowi

Wydaje się, że dzięki umowie wypracowanej przez prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenkę bunt Wagnera wydaje się zakończony. Dowódca i właściciel „prywatnej kompanii wojskowej” Jewgienij Prigożyn obiecał zawrócić wojska pod granicę z Ukrainą, sam zaś miał jechać na zesłanie na Białoruś.

To, co Prigożyn nazwał Marszem Sprawiedliwości, prawdopodobnie zostanie zapamiętane nie tyle ze względu na faktyczną operację wojskową, ile ze względu na to, co ujawniło na temat Rosji.

Niczym potężny reflektor, 48-godzinny bunt oświetlił mroczne wnętrzności reżimu Putina, w tym podzielone sojusze wojska, pozorną pustkę poparcia ludu dla reżimu, a co za tym idzie, chwiejną legitymację reżimu.

Obrazy — prezydenta Rosji Władimira Putina, słynnego nocnego Marka, przemawiającego do narodu w ciemnym garniturze i krawacie wcześnie w sobotni poranek; zniekształconych rosyjskich helikopterów zestrzelonych przez siły Wagnera; oraz drwin mieszkańców Rostowa nad Donem z miejscowej policji po zakończeniu buntu — nie wróży to dobrze Kremlowi.

Prigożyn naciskał kopertę od miesięcy. Jednak do niedawna jego obsceniczne tyrady w Telegramie były skierowane do ministra obrony Siergieja Szojgu i szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa.

W zeszły piątek znacznie podniósł poprzeczkę, odrzucając jako sfabrykowane powody inwazji na Ukrainę: uderzenie wyprzedzające przeciwko rzekomej agresji NATO i ochronę mieszkańców okupowanego przez Rosję Donbasu przed rzekomo bezlitosnym ukraińskim ostrzałem.

To były preteksty Putina, więc chociaż Prigożyn obwiniał Szojgu za okłamanie Putina i nie wymienił go bezpośrednio, wszyscy wiedzieli, że krytyka była ostatecznie skierowana pod adresem prezydenta.

I tak Putin ostatecznie zdecydował się zakończyć długotrwały spór między Prigożynem a Szojgu i Gierasimowem. Po tym, jak szef Wagnera odmówił podpisania „kontraktu” podporządkowującego jego wojska ministerstwu obrony, Prigożyn był już winny niesubordynacji, a dowódcom wojskowym rozwiązano ręce. Niezależnie od tego, czy wydali rozkaz uderzenia rakietowego na obóz Wagnera, jak twierdził Prigożyn, najwyraźniej wolał umrzeć jak żołnierz w bitwie przeciwko regularnym oddziałom Szojgu i Gierasimowa, aby stanąć przed plutonem egzekucyjnym za zdradę. (A kiedy nagle pojawiła się trzecia opcja, oferta wygnania na Białoruś w zamian za powstrzymanie natarcia na Moskwę, Prigożyn najwyraźniej uznał, że w umowie z Łukaszenką jest wystarczająca gwarancja utrzymania go przy życiu – mimo że jako wirtualny marionetka Putina, Łukaszenka raczej nie jest w stanie ochronić buntownika przed zemstą Putina).

Zamachy stanu są trudną rzeczą dla autorytarnych. Zbyt szybko zwrócisz się do narodu, a zostaniesz uznany za spanikowanego. Poczekaj dłużej, a przyjdziesz jako niezdecydowany. Putin czekał 24 godziny. Teraz jest jasne, dlaczego: kiedy już nazwiesz to „zdradą” i zagrozisz buntownikom „surową” i „nieuchronną” karą, lepiej zrób to. Putin prawdopodobnie się zawahał, ponieważ wątpił, czy jego siły wykonają tego rodzaju rozkazy, w wyniku czego mógłby wyglądać na bezsilnego.

On miał rację. Wydaje się, że regularne oddziały stopiły się przed nacierającymi siłami Wagnera. Nie było oporu nawet w Rostowie nad Donem, kwaterze głównej Południowego Okręgu Wojskowego. Oprócz kilku śmigłowców bojowych, zestrzelonych przez Wagnera, nikt nie zaatakował „muzykantów”, czyli „muzyków”, jak lubią się nazywać wagnerowcy. Gdzie byli piloci bombowców i myśliwców odrzutowych, którzy mogli z góry okładać pięściami nadciągające kolumny, gdy maszerowały od granicy z Ukrainą do Rostowa nad Donem?

Jeszcze bardziej znacząca na dłuższą metę była reakcja ludzi. O przewrotach — i rewolucjach — decyduje nie to, ilu szturmuje pałace, ale to, ilu przybywa, by ich bronić. Obojętność pomaga spiskowcom. Ostatnia linijka tragedii Puszkina „Borys Godunow” zawiera w sobie kluczowy warunek udanego buntu: „Narod bezmolwstwuet”. Ludzie milczą.

W rzeczywistości sprawy okazały się jeszcze bardziej tragiczne niż w przypadku Putina. Mieszkańcy Rostowa milczeli. Zamiast ubolewać nad przejęciem Wagnera, pojawili się w filmach witających „muzyków” Prigożyna. Zamiast powiewać portretami Putina i rosyjskimi flagami, przynosili powstańcom wodę i cukierki.

Putin jest zapalonym (i bezwstydnie kłamliwym) historykiem-amatorem, który potępia zarówno koniec imperium rosyjskiego, jak i upadek Związku Radzieckiego. W swoim przemówieniu do narodu zastąpił swój ulubiony trop nazistowskiej inwazji z 1941 r. Rewolucją bolszewicką z 1917 r. Jako nieszczęściem, przed którym bronił Ojczyzny. To było wymowne zastąpienie. Opuszczony zarówno przez mieszkańców Piotrogrodu, jak i wojska Piotrogrodzkiego Okręgu Wojskowego, Rząd Tymczasowy został obalony przez bolszewików, mając tylko dwa pułki, dwa samochody pancerne i dwa samochody uzbrojone w działa przeciwlotnicze. Czy przed tym wspomnieniem bronił się w swoim przemówieniu do narodu?

Okazało się to dalekie od bezpodstawnego przeczucia. Ani najwyższych wojskowych, ani najlepszych minisów